Recenzje

[2013] Loreen "Heal Edition 2013"

Eurowizja przypomina mi międzynarodowy festyn połączony z działaniami politycznymi zaprzyjaźnionych państw, które zawartość muzyczną występów odsuwają na dalszy plan (i nie chodzi mi tu o obiektywną część sędziowską, a o publiczność). Jednak w 2012 roku bardzo mile zaskoczyła mnie kompozycja, która wygrała. Loreen i jej „Euphoria” rządziły Europą długi, długi czas. Stosunkowo rzadko zdarza się taka sytuacja żeby jakikolwiek utwór eurowizyjny osiągnął taki sukces komercyjny. Często przez ostatnie lata, po ucichnięciu szumu medialnego po finale (dwa – trzy tygodnie?) zwycięska piosenka zwyczajnie przepadała. Nie było tak w przypadku „Euphorii” i dlatego obiecałem sobie, że przyjrzę się bliżej poczynaniom muzycznym Loreen.

W tym roku trafiła do sprzedaży reedycja jej debiutanckiego albumu „Heal – Edition 2013” i to o niej napiszę parę słów.
Singlem zwiastującym reedycję był utwór „We Got the Power„. Daleko mu do przebojowości „Euphorii„. W sumie to dobrze, bo ileż razy można raczyć słuchaczy klubowym brzmieniem. To ciekawe, bo w przypadku Loreen, tanią dla co niektórych taneczność ratuje potężny wokal i efekt końcowy nie jest taki oklepany, przetrawiony miliony razy przez komercyjne stacje radiowe, a wręcz przeciwnie – sprawia wrażenia czegoś ambitnego.

Drugą pozycją na trackliście jest kompozycja „My Heart Is Refusing Me„. Utwór na fali sukcesu „Euphorii” trafił szybko do propozycji w polskich stacjach radiowych, ale niestety nie zagrzał tam długo miejsca. „My Heart Is Refusing Me” nie jest już takie przebojowe jak „Euphoria„. To wybitnie neutralna piosenka, nie podoba mi się.
Reedycja płyty „Heal” wraca do moich łask zaraz po odsłuchaniu „Everytime„. Utwór jest osadzony w idealnym klimacie, takim, w którym Loreen brzmi najlepiej. Powinna częściej sięgać po takie motywy. Jej głos mimo, że potworne mocny, potrafi przybrać całkiem przyjemną dla ucha formę i za to wielki plus.
Nie rozczarowała mnie także piosenka „Crying Out Your Name„. Nieco szybszy refren, będący nieprzesadzoną kulminacją numeru. Z pewnością „Crying Out Your Name„, to jedna z moich ulubionych kompozycji na płycie.

Od pozycji numer 7. na płycie zaczyna się robić nieco bardziej elektronicznie. W „Sidewalk” zostały użyte drobne wstawki dubstepowe, ale na tyle wysublimowane, że nawet nie zwraca się na nie zbytniej uwagi, nie rozpraszają. Właśnie o to chodzi w takich popowych numerach! Gwiazdy co raz częściej sięgają po dubstep. Niestety dla niektórych (stety dla mnie) – zdają się konkurować ze Skrillex’em w konkursie o najbardziej powykręcane wiercenie blachy. Przychodzi mi na myśl chociażby Rihanna („Right Now„, „Jump„), a nawet nazywana przez wielu Wiejskim Dziewczątkiem Taylor Swift, której specjalizacją do niedawna była muzyka country, sięgnęła po dubstep w „I Knew You Were Trouble„.
Ciężko mi idzie krytykowanie płyty „Heal„, gdyż nie ma do czego się przyczepić. Kolejnym gwoździem do trumny jakiejkolwiek krytyki jest piosenka „Sober„. Słychać, że płyta „Heal” jest bardzo przemyślanie nagrana. „Sober” jest kolejną nieco elektroniczną kompozycją, ale wokal Loreen nadaje ducha temu utworowi i dodaje ambicji.

Jako, że uwielbiam klubowe brzmienia pierwsze co uwagę moją przykuł wiele podpowiadający utwór „Breaking Robot„. Nie, nie jest to dziesiąta woda po kisielu. Nie umiem porównać tego numeru do jakichkolwiek radiowych utworów. Kolejny plus za oryginalność.
Pozycja #11, czyli „In My Head„, to powrót, to pierwszej części albumu gdzie przeważała melancholia. Tak przynajmniej się wydaje do pierwszej minuty. Potem utwór nabiera rozpędu i kontrolowanej klubowości. Bardzo, bardzo przyjemna nuta.
Podsumowując, „Heal – Edition 2013„, to bardzo nastrojowa płyta, mimo, że czerpiąca nieco z muzyki klubowej. Pomijając Lanę Del Rey i jej „Born To Die” wraz z reedycją, nikt jeszcze nie roztoczył na płycie tyle specyficznego klimatu co Loreen. Wokalistka jest bardzo ciekawą postacią na rynku muzycznym i z chęcią będę śledził jej przyszłe poczynania. Miarą artyzmu Loreen nie jest ekstremalna komercja, choć fakt faktem – sukces „Euphorii” dużo tutaj pomógł.

Najlepsze utwory: „Everytime”, „Breaking Robot”, „Sober”, „Sidewalk”, „Euphoria”, „Do We Even Matter”

Najgorsze utwory:My Heart Is Refusing Me

Plusy:

– specyficzny klimat płyty / kontrolowana „klubowość”,

– wokal,

– oryginalność nagrań.

Minusy:

– „My Heart Is Refusing Me„.

Recenzja napisana przez :FDA

Co o tym sądzisz?

Podekscytowany
0
Szczęśliwy
0
Kocham
0
Nie wiem
0
Raczej słabo
0

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Więcej w:Recenzje

Sprawdź również: