Recenzje

[2013] Zendaya – Zendaya

AM

Disney Channel nie oglądam już od lat, ale kiedyś przeskakując po kanałach trafiłam na nowy wówczas serial tej stacji – „Taniec rządzi”. Czy taniec faktycznie rządzi czy, nie nie mam zamiaru się wypowiadać. Mnie do niego nigdy nie ciągnęło. Serial opowiadał o przygodach dwóch nastolatek (jedną z głównych ról grała bohaterka dzisiejszej recenzji – Zendaya), które wkręciły się do programu o tańcu. Fabuła mało odkrywcza, akcja nie porywająca, żarty nie wywołujące uśmiechu na mojej twarzy. Nie byłam zdziwiona, kiedy dotarła do mnie informacja, że aktorka grająca w tym serialu wydaje płytę. Nie ona pierwsza, zapewne też nie ostatnia. Od dawna jest wiadomo, że Disney lansuje swoje gwiazdy na różnych płaszczyznach. Niestety, też w muzyce. Albumy bohaterów ulubionych seriali cieszą z pewnością fanów Disney Channel, innych doprowadzają czasami do szewskiej pasji. Świat muzyki nic by nie stracił, gdyby wiele z tych płyt się nie ukazało.

Nie musiałam przesłuchiwać debiutanckiej płyty Zendayi by zgadnąć, jakiej muzyki mogę się po niej spodziewać. Jest bardzo bezpiecznie. Mamy tu pop, r&b, oraz, co w końcu najważniejsze, dużo elektronicznych i tanecznych brzmień. Żadnych fajerwerków, żadnych oryginalnych rozwiązań. Muszę pochwalić Zendayę za udział w pisaniu tekstów. Nie wydaje mi się, by napisała sama choć zwrotkę, ale i tak zrobiła więcej, niż niektórzy.

Album młodziutkiej aktorki polecić mogłabym osobom, które zasłuchują się w muzyce Seleny Gomez czy Demi Lovato. Wydaje mi się jednak, że Zendaya jest od nich ciekawsza. Wprawdzie jej muzyka niczym nie zaskakuje, ale dziewczyna pochwalić się może całkiem ładnym głosem, który świetnie sprawdziłby się w prawdziwie czarnych brzmieniach. I tylko szkoda, że takich melodii na „Zendaya” jest jak na lekarstwo.

Zaczyna się obiecująco. Chwytliwe, popowo-rhythm-and-bluesowe zwrotki „Replay” faktycznie zachęcają, by wcisnąć replay. Pomyłką jest refren. Przez swoje mocno komputerowe brzmienie odstaje od zwrotek. Początek „Fireflies” brzmi jak wyjęty z komputera will.i.am’a. W dalszej części utwór ten jest całkiem spokojny. „Butterflies” to kawałek bardzo nierówny. Raz cichy, delikatny, innym razem mocny, taneczny. A to wszystko w niecałe cztery minuty. „Putcha Body Down” czy „Scared” na swojej płycie mogłaby mieć i Rihanna. Do tanecznych kompozycji zaliczyć można również nieco retro „Heaven Lost an Angel”; „Only When You’re Close”, w którym wokal Zendayi został poddany strasznej obróbce; utrzymane w umiarkowanym tempie: „Bottle You Up” i „Love You Forever”. Zendaya przygotowała również kilka spokojniejszych piosenek: nudne „Cry For Love” (które zaprezentować mogłaby młoda Ciara) oraz o niebo lepsze, pozytywne „My Baby”.

Podchodziłam do krążka „Zendaya” nieufnie. Nie mam dobrego doświadczenia z gwiazdami Disney Channel. Wytwórnia robi z nich produkty. Nie inaczej jest z Zendayą, ale myślę, że znajdzie ona wkrótce swój własny styl. Brzmienie wyjęte z płyt Destiny’s Child, Cassie czy Keri Hilson jest dla niej odpowiednie.

Najlepsze utwory: My Baby, Heaven Lost an Angel, Scared

Najgorsze utwory: Only When You’re Close, Butterflies, Replay

OCENA: 5 / 10

Więcej recenzji mojego autorstwa:

recenzje

Co o tym sądzisz?

Podekscytowany
0
Szczęśliwy
0
Kocham
0
Nie wiem
0
Raczej słabo
0

Sprawdź także

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Więcej w:Recenzje