Recenzje

[2014] Margaret "Add The Blonde"

Margaret to zdecydowanie jedna z najlepszych debiutantek, które pojawiły się na polskiej scenie muzycznej. Jej singiel „Thank You Very Much” zawojował listy przebojów. Piosenkarka już od jakiegoś czasu przygotowywała się do wydania pierwszego albumu studyjnego, by wreszcie wydać go 26 sierpnia! Na krążku znajduje się 14 anglojęzycznych propozycji: 7 premierowych utworów oraz piosenki z mini-albumu wydanego latem ubiegłego roku. Wydawnictwo współtworzyli Joakim Buddee, Martin Eriksson oraz angielski producent Ant Whiting. Jak poradziła sobie młoda sensacja? Postaram się to ocenić…

Płyta rozpoczyna się kawałkiem „Wasted”, który był pierwszym singlem promującym tę płytę. Stał się wielkim hitem i zdobył pierwsze miejsca na wielu notowaniach. Aż chce się nucić „pap pap parararap pap pap” razem z Małgosią! Świetne otwarcie albumu!
Drugi na trackliście jest utwór „Heartbeat”, który MUSI zostać singlem! Taneczny, ciekawy i nie ma co się oszukiwać – po prostu chwytliwy. Czy przebija poprzednika? Wydaje mi się, że tak. Wydaje mi się również, że ta piosenka pokazuje naturę młodej artystki – Margaret jest bardzo… różnorodna, jakkolwiek to brzmi. „Heartbeat” również takie jest. Piosenka co chwilę zmienia swoje brzmienie. Mamy dość spokojną pierwszą zwrotkę, następnie wybuchowy refren, a potem słyszymy piosenkarkę, która robi coś na wzór rapowania! Boom, a tutaj chór! Bardzo udana propozycja, która wysoko podnosi poprzeczkę.
„Broke But Happy”… hmm… Przed wydaniem albumu Margaret publikowała na swoich profilach fragmenty utworów. Gdy przesłuchałem kawałek tego utworu stwierdziłem, że to będzie najgorsza piosenka na płycie. Słuchając jej w tej chwili, odnoszę nieco inne wrażenie. Jest dobrze. Nie przebija swojego poprzednika, ale jest dobrze. Zdecydowanie nie podoba mi się refren. Jest specyficzny, ale wiem, że na pewno znajdzie fanów. Chodzi mi tu oczywiście o ten piszczący i irytujący instrument Eggghr!
Po trzech szalonych numerach przyszedł czas na wolniejszy utwór! „Too Little Of Love” zaczyna się od dźwięków przynoszące mi na myśl kosmiczną pustkę. Czemu? Sam tak naprawdę nie wiem, bo tekst nie ma z tym nic wspólnego. Przyjemnie się słucha, nawet bardzo. Jest spokojnie i już zapisuję tę piosenkę do mojej playlisty do spania. Uwielbiam zasypiać przy takich utworach. Jak do tej pory – mój ulubieniec zaraz za „Heartbeat”
„As Good As You” również zaczyna się spokojnie, ale w refrenie nieco przyśpiesza. Na samym początku pomyślałem „Ej… znam to!”. Do tej pory nie wiem skąd. Szukałem w pamięci podobnych piosenek, przejrzałem moją eurowizyjną playlistę, przeszukałem na szybko wśród albumów gwiazd, których słucham, ale nic! Mimo to słuchając pierwszej zwrotki ciągle mam wrażenie, że znam ten utwór. Od refrenu to uczucie zanika. Kompozycja raczej nie porywa. Nie jest zła, ale jest dla mnie nijaka. Zapychacz? Nie, to nie to. Sam nie wiem co sądzić o tym utworze. Po prostu się nie wyróżnia i łatwo się o niej zapomina.
Kolejne jest moje kochane „Tell Me How Are Ya”, czyli utwór z EP’ki młodej Margaret, który zasługiwał na sukces. Wydany jako drugi singiel z wyżej wymienionego mini-albumu nie doczekał się teledysku, co prawdopodobnie przełożyło się na brak jakiegokolwiek miejsca na listach i zero promocji. Co tu dużo mówić – jeden z najlepszych utworów na albumie i wiedziałem o tym już gdy opublikowano oficjalną tracklistę. Just tell me how are ya, I really wanna know ya!
Macie kogoś, komu chcielibyście podziękować? Kupcie „Add The Blonde”! Chyba nikogo nie zaskoczył fakt, że na płycie znalazł się przebój „Thank You Very Much”. Szczerze mówiąc – nie jest to mój ulubiony kawałek. Ale dzięki dobrej promocji i kontrowersji, jaką stał się teledysk… singiel stał się hitem i to jemu Margaret zawdzięcza popularność. Pamiętam, że gdy pierwszy raz odsłuchałem „TUVM” stwierdziłem, że Małgosia (wtedy jeszcze nie wiedziałem, że ma tak na imię) jest ze Szwecji i będzie pewnie kolejną gwiazdką jednego utworu. Tymczasem teraz jestem jej wielkim fanem!
„All I Need”… tu jest jeszcze spokojniej niż w przypadku „Too Little Of Love”. Hm… Ujmę to tak, staniki nie latają – jest po prostu średnio. Zapewne inaczej będę mówił, gdy złapię doła i będę potrzebował piosenki jak ta. W tej chwili nie należy do moich ulubionych. W pewnym momencie nudzi, a na krążku znajdą się lepsze propozycje.
Ooo! Przewrotnie i zabawnie. Mam wrażenie, że Margaret bawi się muzyką w utworze „L.O.L.”! Jest naprawdę dobrze! Nie dorównuje „Heartbeat”, ale jest prawie jak on! Co pewien czas usłyszeć można melodyjkę rodem z gry Mario, a sama piosenka kojarzy mi się z jakimś serialem. Wyobrażam sobie naszą piosenkarkę w żółtym płaszczu przeciwdeszczowym chodzącą po chodniku i pocieszającą ludzi. Coś w tej piosence jest, a poza tym z pewnością wpada w ucho. You make me L.O.L!
Problemem piosenki „I Get Along” jest według mnie to, że zwrotki totalnie uciekają. Wyróżnia się jedynie refren. Podobna historia co z „All I Need”. Po przesłuchaniu połowy chce się ziewnąć. Tu raczej stawiam mały minusik.
Click, turn me on! Click, turn me on! Yeah! Pobudza do życia po swoim poprzedniku. Celowy zabieg? Hmmm… who knows, może management piosenkarki był taki mądry? Piosenka jest bardzo pozytywna. Nie przekazuje ważnej wiadomości. W moim przekonaniu ma za zadanie po prostu bawić. I tak jest, uśmiech na twarzy pojawia się od razu, mam ochotę pstrykać palcami w rytm muzyki. Brawo, Margaret! Nie często zachwycam się utworami jak ten!
Chyba wolę jednak Gosię w wesołych i szybkich utworach. Słuchając „Get Away” odnoszę wrażenie, że to nie ona. Nie mogę porównać tego z „I Get Along”, bo tu nie ma porównania, jest o niebo lepiej. Pod koniec za przeproszeniem z dupy wzięte dubstepowe wstawki. Moda na wiertarkę zawitała nawet tutaj. To jednak nie psuje ogólnego wrażenia. Dobrze, ale mogło być lepiej.
„Dance For 2” brzmi jak szwedzkie disco lat ’80. Kocham Szwecję, czasami fajnie potańczyć do disco, więc to raczej komplement. Tu jak w przypadku „Click” – piosenka stworzona po to, by się bawić.
Szkoda, że ostatecznie na albumie znalazła się ta wersja hymnu MŚ w Siatkówce Mężczyzn. Wersja z teledysku jest cudowna. Mimo tego „Start A Fire” to nadal jeden z moich ulubionych utworów na wydawnictwie! To już koniec płyty? Ale jak to? Dopiero co się zaczynała…

Reasumując, płyta „Add The Blonde” jest bardzo dobra. Gdybym nie wiedział kim jest Małgosia, to nigdy nie powiedziałbym, że pochodzi z Polski. Może być naszym największym towarem eksportowym i to nie są przesadne słowa! Na albumie tak naprawdę nie ma złych utworów. Są jedynie średnie (Get Away), dobre (Click, Start A Fire, L.O.L) i bardzo dobre (Tell Me How Are Ya, Wasted, Heartbeat). Wyjątkiem jest może „I Get Along”, które totalnie nie przypadło mi do gustu i jest pomyłką. Longplay jest różnorodny, ale jednocześnie bardzo popowy i lekki w odbiorze.
Debiut Margaret polecam każdemu, sam niedługo udam się do sklepu po własny egzemplarz, a samej piosenkarce życzę powodzenia na listach i miliona fanów – nie tylko w granicach naszego kraju!

Co o tym sądzisz?

Podekscytowany
0
Szczęśliwy
0
Kocham
0
Nie wiem
0
Raczej słabo
0

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Więcej w:Recenzje

Sprawdź również: