Recenzje

[2014] Nicki Minaj "The Pinkprint"

Różowa trylogia Nicki Minaj dobiegła końca. Przygodę z muzyką pochodzącej z Trynidadu i Tobago raperki rozpoczynał mało pomysłowy, ale przypominający nam o kobiecej hip hopowej scenie album „Pink Friday”. Potem przyszła pora na eksplozję kolorów (nie tylko laleczkowatego różu) i poszukiwania własnego ja, co zaowocowało zarówno piosenkami pokroju głupiutkiego „Stupid Hoe”, jak i poruszającego „Freedom”. Dziś Nicki jest osobą będącą u kresu swojej muzycznej drogi, naznaczonej różnymi, raz udanymi raz mniej, wyborami, prowadzącej do miejsca, w którym artystka czułaby się najswobodniej. Bez skrepowania zostawia swój odcisk palca. Różowy odcisk.

Już dawno temu zauważyłam, że słuchanie Nicki Minaj nie jest rzeczą, do której przyznaje się wiele osób. A nawet dziś, po premierze trzeciej płyty, niektórym zdarza się mówić, że wstydzą się tego, że im się ta muzyka podoba. Może opinie malkontentów o raperce byłyby inne, gdyby „The Pinkprint” było jej debiutem. Ja jednak sądzę, że ten krążek nie robiłby takiego wrażenia, gdybyśmy nie mieli w pamięci piosenek pokroju „Super Bass”.

The Pinkprint” jest najdojrzalszym oraz najbardziej rasowym dziełem Minaj. Electropop ustąpił miejsca hip hopowi z prawdziwego zdarzenia. Płyta jest spokojniejsza niż dwie poprzednie, a sama Nicki chętniej niż wcześniej dzieli się z nami swoimi… wokalnymi umiejętnościami. Przyjemnie się jej słucha, choć wielkim głosem raperka nie dysponuje. Śpiewa dość bezpiecznie, delikatnie. Dużo ciekawiej wypada rymując.

Bardzo podoba mi się tytuł trzeciego albumu Minaj. Ja, osoba zaczytana w kryminałach, od dziecka wiem, że linie papilarne każdego człowieka są niepowtarzalne. Zostawiając swój różowy odcisk, Nicki przekazuje nam wiadomość, że mamy do czynienia z jej osobistymi przeżyciami zawartymi w poszczególnych utworach. Najlepiej widać to na przykładzie otwierającej album melancholijnej kompozycji „All Things Go”. To jedna z najmocniejszych pozycji na „The Pinkprint”. Może nie tyle muzycznie, co tekstowo.

Szybko do gustu przypadła mi również electrosoulowa piosenka „The Crying Game”, w której usłyszeć możemy… Jessie Ware. Lubię wracać także do „Get On Your Knees”, w którym uwagę zwracają na siebie wokale Ariany Grande. Wokalistka wreszcie nie brzmi jak młodsza, gorsza kopia Mariah Carey. Plejada gwiazd pojawia się w hip hopowym, wulgarnym „Only”. Drake, Chris Brown i Lil Wayne robią wprawdzie co mogą, ale i tak najjaśniej w tym kawałku świecą partie Minaj. Do najlepszych piosenek na „The Pinkprint” zaliczyć mogę też takie utwory jak „Four Door Aventador”, „Favorite”, dancehallowe „Trini Dem Girls” oraz utrzymane w spokojnym, wolnym tempie „Bed of Lies”.

Wśród pozostałych kawałków przygotowanych przez Nicki tylko jeden określić mogę mianem niewypału. Nudne, przewidywalne, popowe „The Night Is Still Young” to drugi, po zabawnym, ale nieco żenującym „Anaconda” mostek łączący dzisiejszą Minaj z tą sprzed dwóch-trzech lat. Niemniej jednak utwory te wyróżniają się spośród innych. Uwagę na siebie zwracają również zadziorne „Feeling Myself” (z bardzo, niestety, przeciętnie brzmiącą Beyonce), balladowe „Pills N Potion”, w którym Nicki łączy rap ze śpiewem, oraz będące najbardziej szokującym utworem na płycie „Grand Piano”. Czemu piosenka ta może zdumiewać? Nicki na chwilę zapomina, że jest raperką, i próbuje zaczarować nas swoim śpiewem przy akompaniamencie pianina oraz skrzypiec. Ładna, emocjonalna kompozycja, jakiej po Minaj się nie spodziewałam.

Na tle pozostałych piosenek co i raz znikają mi takie propozycje jak „I Lied”, będące spojrzeniem na scenę alternatywnego r&b; poprawne, ale niczego nowego nie wnoszące „Want Some More”, oraz zachowawcze „Buy a Heart”.

Chociaż na co dzień staram się trzymać z daleka od muzyki prostej, kiczowatej a do tego wysyłającej nam aż za jasny sygnał jestem tu, by podbijać listy przebojów, album „Pink Friday: Roman Reloaded”, pełen małych koszmarków w stylu „Starships” czy „Pound the Alarm”, przypadł mi do gustu. Lubię do niego wracać, bo przywołuje miłe wspomnienia. Chociaż na „The Pinkprint” Minaj stara się trzymać jak najdalej od dance popowej i electropopowej stylistyki, ja trochę tęsknię za tą raperką, która potrafiła wytarzać się w pudle z zabawkami i przyjść tak na imprezę, bo nawet w tandetnych do bólu utworach wypadała autentycznie. Doceniam jednak jej metamorfozę i zastanawiam się, jak długo Nicki będzie trzymać się z daleka od producentów pokroju RedOne’a.

Autorem tej recenzji jest współpracująca z nami Zuziio

Co o tym sądzisz?

Podekscytowany
0
Szczęśliwy
0
Kocham
0
Nie wiem
0
Raczej słabo
0

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Więcej w:Recenzje

Sprawdź również: