RecenzjeTop News

[2015] The Weeknd „Beauty Behind the Madness"

Choć nazwa The Weekend większości  kojarzy się pewnie z hitem „Ona tańczy dla mnie” i szalonymi, imprezowymi nocami to z niestety tym razem nie to mam na myśli… Pod podobnym pseudonimem, a dokładniej The Weeknd nie ukrywa się Radosław Liszewski, ale niezwykle uzdolniony 25-letni artysta Abela Tesfaye! Tworzy on muzykę… DZIWNĄ! Nazwać to można w uproszczeniu alternatywnym R&B, jednak na nową płytę tego chłopaka składa się masa różnych gatunków – od popu i dance, aż po soul, hip-hop, R&B i elektronikę. Pozostaje tylko pytanie, czy w tym chaosie udało się znaleźć sens i dobrą muzykę?

Krążek otwiera przebojowa, choć utrzymana w nieco bajkowej stylistyce piosenka „Real Life”. Bez wątpienia jest to intrygujące i bardzo marzycielskie, a do tego przełamane zadziorną elektroniką wprowadzenie do albumu, która jak najbardziej zachęca do słuchania dalej! Kolejny numer, czyli  „Losers” to fortepianowa kompozycja flirtująca z soulem i ubarwiona wprost zabójczą, przekomiczną (dancową) muzyką, która oczarowuje odbiorcę. Bardzo dobry numer!  „Tell Your Friends” to znowu lekko soulowy kawałek, tym razem, jednak przedstawiony w bardziej monotonnej i stonowanej formie, choć z bardzo chwytliwym refrenem. Przez cały utwór Abel właściwie rapuje, co przyznam niemiłosiernie mnie znużyło – Brakuje jakieś większej odmiany, poza ciągłym hip-hopem…

Album Beauty Behind the Madness to z pewnością bardzo nowatorskie R&B, w którym artysta sprytnie połączył komercyjne brzmienia z mniej popularnymi dźwiękami. Cały materiał ogromnie przywodzi mi na myśl najnowsze wydawnictwo Kwabsa, na którym wokalista również mieszał te dwa style, choć przyznam, że w jego wykonaniu było to bardziej łagodne i spokojne. Tu natomiast mamy zdecydowanie więcej tych mroczniejszych, bardziej niepokojących emocji…

A co The Weeknd ma nam, jeszcze do zaoferowania na nowej płycie? Bez wątpienia wśród moich największych faworytów znalazło się taneczne  „Can’t Feel My Face”, które zachwyciło mnie idealnym przeniesieniem klimatu lat 80 na całe nagranie. Mamy tu wybitne skoczne dźwięki , mieszające z chórkami, dzięki czemu na kilometr łatwo wyczuć tu inspirację przebojami Michaela Jacksona. Jest to wprost murowany hicior i jedna z najlepszych pozycji z tego zestawienia! Warto również zapoznać się z akustycznym  „Shameless”, w którym choć trochę możemy odpocząć od elektroniki i poznać bardziej balladowe oblicze artysty, które mnie osobiście zachwyciło. O wiele gorsze wrażenie zrobiło na mnie mroczne, podszyte zadziornym głosem „Often”, które przez znowu ciągłe rapowane zwrotki (których tekst zniesmacza) wypada naprawdę słabo. Lepsze odczucia wyzwala we mnie groźne „The Hills”, w którym wywołujący ciarki głos Abela przeraża i mrozi krew w żyłach, a skoczny, taneczny refren (choć również nie pozbawiony pazura) dodaje mnóstwa energii! Nie szczególnie przypadło mi natomiast do gustu bardzo typowe  „Acquainted”, który jest zwyczajnym, nie wnoszącym nic nowego na krążek kawałkiem R&B, bardzo odstającym od reszty ciekawych tracków.

A na co warto, jeszcze zwrócić uwagę słuchając  Beauty Behind the Madness? Dobrze prezentuje się tu kawałek  „Earned It”, który pojawił się w znanym wszystkim filmie „50 twarzy Graya”. Utwór jak najbardziej typowo filmowy – pociągający alternatywny klimat, smyczkowe dźwięki, podsycające atmosferę niepewności i melodyjny refren. Bardzo dobry numer! Dobrze wypada, także nowoczesne (znowu przywodzące na myśl dokonania króla popu)  „In the Night” z dynamicznym, tanecznym refrenem, który w sekundę dodaje powera i bardzo pozytywnie nastraja odbiorcę. Natomiast, jeśli chodzi o dwa najbardziej oczekiwane duety z krążka, czyli  „Dark Times” z gościnnym udziałem Edda Sheerana i „Prisoner” z Laną Del Rey to obydwoje goście spisali się naprawdę przyzwoicie, nadając piosenką swojego specyficznego, artystycznego klimatu. Pierwszy to lekko bluesowy z balladowym stylem numer, uwodzący słuchacza emocjami, choć nie pozbawiony w refrenie drapieżnego wyrazu. „Prisoner” to, jeszcze bardziej delikatny, kojący i subtelny numer, jednak nie, aż tak jak solowe dokonania wokalistki… Mamy tu za to wpadającą w ucho i pełną uczuć bardzo dobrą kompozycję. Krążek zamyka niesamowity utwór „Angel”, łączący przepiękne chóry z mocnymi, rockowymi brzmieniami i zaskakujący milionem emocji, wręcz wylewających się z całego nagrania i jak najbardziej udzielających się słuchaczowi. Cudowne zakończenie albumu!

Najlepsze piosenki: Angel, The Hills, Can’t Feel My Face, Earned It

Najgorsze piosenki: Tell Your Friends, Acquainted

 

Recenzja na potrzeby portalu imperioz.pl została napisana przez Tomka ze strony MusicNews24.pl

Co o tym sądzisz?

Podekscytowany
0
Szczęśliwy
0
Kocham
0
Nie wiem
0
Raczej słabo
0

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Więcej w:Recenzje

Sprawdź również: