[2020] Igor Herbut 'Chrust’
Nasycony ciężkimi, ale pięknymi emocjami debiutancki album artysty, który od ośmiu lat zachwycał Polskę. Igor Herbut, czyli wokalista zespołu LemON po raz pierwszy ma możliwość otworzyć się przez słuchaczami na tyle, aby na jego nagim ciele została czysta karta. Zanim jednak wkroczysz w ten świat, przygotuj się na dawkę fortepianu, poezji oraz śpiewu połączonego z mówieniem.
Na start chciałbym oznajmić, że w moim katalogu muzyki, do której sięgam najczęściej, znajdują się subtelne, delikatne i szczere kompozycje. Niezależnie od tego w jakiej formie są one przedstawione. Zastanawiam się czy Igor swoim debiutem trafi do katalogu prywatnego gustu, czy raczej mam wątpliwości co do pewnych zakłóceń przy odbieraniu krążka. Zacznę od tego, że nigdy nie byłem fanem zespołu LemON i również przygotowując się do odsłuchu ‘Chrust’ nie miałem pewnego obrazu co mogę dostać poza poetyckimi i fortepianowymi ,,Ro” oraz ,,Jasny”. Okazało się, że dostałem praktycznie to samo co już od niego słyszałem, więc czekała mnie podróż przez wąską dróżkę nastawiona na delikatność, lekkie wyciszenie. Zatem w mojej głowie musiały pojawić się zmartwienia i zmieszanie. I z takimi myślami także wyszedłem.
Przede wszystkim ‘Chrust’ posiada zapas naprawdę pięknych kompozycji. Igor znalazł w sobie nasilające się emocje, które postanowił wypuścić. Kawałek po kawałeczku. Mam jednak wrażenie, które zostanie ze mną na zawsze, że ten album nigdy nie trafi do mojego serca. Jak określiłbym całą wadę albumu? Może “przerost monotonii” lub “zmarnowany potencjał”. Nadal uważam, że jest to dobry album oraz bez dwóch zdań utwory mają nam do opowiedzenia znacznie więcej niż nam się może zdawać. Nie zmienia to faktu, że struktura albumu sprawia mi wiele rozczarowań. Gdzieś czytałem, jakoby najlepszym czasem na słuchanie jest poranek lub wieczór. Miałem cztery podejścia i za każdym razem musiałem zatrzymać się, zapamiętać czy ta piosenka to był ten tytuł. Gubiłem się, motałem, a przede wszystkim moja fascynacja poezją w utworach walczyła z umysłem, który pragnął spać do fortepianu oraz subtelnego wokalu.
Przygotowani i zwarci klikamy na pierwszy utwór z płyty, czyli olśniewające ,,Latające Słońce”, którego kompozycja od początku bardzo mi się spodobała, no i jest to dopiero początek, więc ożywiony wpadałem w intymność Igora. Wiem, że ,,Jasny” ma nieziemski afekt oraz wybijający ponad niebo czuły tekst o potomku artysty. Syn ma na Igora ogromny wpływ i to się czuję w tym ciepłym głosie. Jednak muzycznie to płynie tak beznamiętnie i służy jako najprostsze tło dla treści. Wierzę, że tak właśnie jest, bo w utworze ,,Tańczmy” moja dusza dostała silny zastrzyk ekspresji, która urzeka mnie na tym albumie. Obraz rodziny objętej ciepłem, miłością i trwaniem.
Kwieciste, urocze ,,Los” wprawia w romantyczny nastrój, trochę chłodny, ale za to mające coś w sobie co przyciąga do siebie, pozwalając wyobraźni zobrazować coś w rodzaju klimatycznych kliszy z ogrodu za domem w rodzinnej czułości. Ponownie odbijam się od albumu przez mozolne, nieangażujące, niepotrzebnie minimalistyczne ,,Amnezja i amnestia” i wracam na właściwe tory wraz z o wiele interesującym dramatycznym, lekko mrocznym ,,Nie” które stopniowo wchodzi w głowę. A na zakończenie Igor prezentuje swoją wersję legendarnego utworu Maanam ,,Krakowski Spleen”. Szczerze? Mnie już męczą trochę te covery, ale wykon Igora jest naprawdę dobry. Znacznie lepszy od tego co zaprezentowała Doda na swoim albumie ‘Dorota’. Chociaż jestem rozczarowany, że Herbut nie wyzwolił takich surowych ryków, ale rozumiem. Album miał być delikatny. Bardzo delikatny. Być może jest zbyt delikatny, i za chwilę ktoś przebiję tę subtelność, czymś co uderzy we mnie bardziej.
Myślę, że do niektórych utworów z chęcią będę wracał, ale do całości już nie. Niemniej jednak serdecznie polecam skosztować tego co upiekł wokalista LemON, może akurat to do Was trafi ten materiał i wyciągniecie z 'Chrustu’ to czego ja nie potafiłem.