AlbumyDancePOPRecenzje

[2020] Lady Gaga „Chromatica”

Na powrót Lady Gagi czekali wszyscy fani muzyki pop, której blask miał już powoli znikać, natomiast amerykańska ikona nie potrzebuje już niczego udowadniać. Oto przed Wami szósty solowy album zdobywczyni zeszłorocznego Oscara.
Welcome to Chromatica.

 

Stefani Joanne Angelina Germanotta zrobiła sobie długą przerwę od energicznej muzyki elektronicznej i od 2013 roku po wydaniu średnio uznanego przez krytyków “Artpop” stwierdziła, że czas na coś innego. W 2014 roku Gaga niespodziewanie weszła we współpracę z Tonym Bennettem wydając jazzowy krążek “Cheek To Cheek”, niestety i ten album także spotkał się z mieszanymi odczuciami. Jednak Gadze najwyraźniej na tyle spodobała się wizja wszechstronnej artystki, że spróbowała swoich sił w emocjonalnym country popie “Joanne”, denerwując przy tym swoich fanów. Artystka jednak zdołała przekonać świat, że Gaga to już nie tylko ikona muzyki pop, ale także potencjalna oscarowa aktorka. Ciężko pracując nad występem na Super Bowl Halftime Show dostała propozycję zagrania w filmie “A Star Is Born”. Jak się zatem okazało, Stefani poszerzyła swoje horyzonty o nową dziedzinę i w mojej ocenie wyszło jej to znakomicie. Za tym świat mógł usłyszeć Lady Gagę w soundtracku, który przebił się przez mainstream, a singiel ,,Shallow” okazał się wielkim światowym hitem. Pod koniec 2018 roku Gaga wystartowała z “Lady Gaga Enigma”, czyli rezydenturą w Las Vegas. Po tym wszystkim artystka z włoskimi korzeniami zatęskniła się za klubem, imprezą i poprawieniu nastroju tysiącom ludzi.

Lady Gaga na koniec lutego zaprezentowała pierwszą zapowiedź albumu, lead single ,,Stupid Love”, którzy jednak zostawił ludzi w zmieszaniu. Nie do końca wszyscy wiedzieliśmy co ten utwór ma nam sugerować. Baliśmy się również, że poziom albumu nie będzie zadowalający. Artystka w teledysku zdradziła tytuł nowego projektu, niestety był on na tyle brzydki i pokraczny, że mało osób potrafiło odczytać napis “Chromatica”. 

Zbliżając się do premiery artystka zaprezentowała również ,,Rain On Me”, które otrzymało śliczną promocję, na tyle na ile pozwala aktualny stan świata pogrążonego w kwarantannie. Duet z Arianą Grande był jednak zagrożony przez za szybkie wydanie promo utworu ,,Sour Candy” nagrane z BLACKPINK. Na szczęście Gaga jest na tyle dobra, że obydwa utwory bardzo dobrze radzą sobie na listach. 

Album rozpoczyna się od przepięknego pierwszego segmentu, który wprowadza w wyjątkowy nastrój ,,Chromatica I”, później ,,Chromatica II” oraz ,,Chromatica III” są tak jakby trzema rozdziałami. Taki schemat przypomina mi album Tove Lo “Queen Of The Clouds”, aczkolwiek dźwiękowo bardziej przychodzi mi do głowy Janelle Monae w jej debiutanckim “The Archangel”. Jednak takie rozwiązanie na albumie przepełnionym energicznymi klubowymi kawałkami budzi zdziwienie, a u mnie podziw. Nie będę ukrywał, że owe przerywniki są jednymi z najlepszych momentów albumu.

No tak, a co z resztą?
Jak cały album prezentuje się pod względem estetycznym, przebojowym, czy jak to w stylu Gagi ikonicznym?

,,Alice” rozpoczyna się od bardzo ważnych, jak nie najważniejszych słów na albumie “My name isn’t Alice, but I keep looking for Wonderland”. Artystka przypomina słuchaczowi o swojej chorobie psychicznej i walce o swoje miejsce. Myślę, że jest to również jeden z najlepszych momentów, które lubię nazywać “wygrywaniem ze swoimi demonami”. 

,,Stupid Love” nie jest już tak ekscytujące jak poprzednik. Nic specjalnego w wokalach, tekście, a tym bardziej mało intrygującej produkcji, która głównie skupia się na tandetnym synth-wave. Nie wiem dlaczego ten utwór został akurat wybrany na pierwszy przedsmak albumu, skoro może wielu ludzi odstraszyć. Nie twierdze, że jest tragiczne, tylko brakuje mi tutaj Gagi, a więcej producentów zabijających jej blask. Mam też takie odczucie, jakby musiała to zrobić na szybko i bez możliwości sprawdzenia, czy aby na pewno istnieje sens tej piosenki.

Po pierwszym, drugim i czternastym odsłuchem nie mogłem przekonać się do ,,Rain On Me”, ale ostatecznie przystałem na pozytywnych uczuciach wobec tego duetu. Najbardziej nie pasuje mi tutaj słabo wykorzystany potencjał dwóch potężnych wokali w czymś co mogłaby nagrać Katy Perry w 5 minut. Utwór ratuje zaangażowanie Ariany, która z całych sił pokazuje swoje oddanie wobec przekazu. Gaga w piosence wyraża swoje emocje związane z cierpieniem i tonięcie w dużej ilości alkoholu “I’d rather be dry, but I’m alive, rain on  me”. Utwór jest również dowodem zapoczątkowanej przyjaźni pomiędzy Grande, a Gagą, a w wywiadzie dla Zane Lowe’a dowiadujemy się, bowiem ta pierwsza wyciągnęła rękę.

Następnie zatrzymuje nas ,,Free Woman”, którego znaczenie domyślam się z tytułu, aczkolwiek nie dodaje niczego do albumu. Dość pusta produkcja, bez żadnych walorów, ani nacisku emocjonalnego. Zapychacz, no ale musiał się pojawić jakiś akcent feministyczny. Nie tylko wypada blado, ale też zastanawiam się czy to nie jest najsłabsza pozycja.

Na szczęście moje serce wypełniło się miłością dla imponujących wokali oraz chwytliwej produkcji w ,,Fun Tonight”. Wiem, że jest to niepopularna opinia, ale jest moim faworytem. To na co czekałem – petarda wokalna – w końcu się doczekałem. I jestem zafascynowany podejściem Gagi do nostalgii swojej twórczości, jak ostatecznie album “The Fame” zmienił jej życie. Ta piosenka jest jak dyskusja między Stefani, a Lady Gagą. Walka ze smutkiem, stresem i przytłoczeniem ,,I stare at the girl in the mirror, she talks to me too’’.

Wszyscy o tym mówią i w sumie zgodzę się, że przejście z ,,Chromatica II” w ,,911” jest najładniejszym momentem płyty. I ten moment jest jeszcze umacniany przez rewelacyjne, chwytliwe ,,911” z ikonicznym refrenem ,,My biggest enemy is me, pop a 911”, który nawiązuje do brania leku.

,,Plastic Doll” oferuje proste i tanie electro dance, przy tym pokazuje jak gwiazda, która zapoczątkowała nową dekadę w muzyce pop bywa przedstawiana. Tak więc w głowie Gagi ukazała się plastikowa lalka. Jednak artystka zapewnia, że nie jest żadną lalką dla łapczywych mężczyzn.

Gorące ,,Sour Candy” zapożycza z Katy Perry “Swish Swish”, Tinie Tempah & Zara Larsson ,,Girls Like”, ale w mojej ocenie ta taśmowa produkcja wyszła jej najlepiej. Niestety utwór nie oferuje nam nic więcej poza mocnym bass’em oraz średnimi wokalami. Niemniej jednak wpada w ucho i to nawet przyjemnie bawi.

Długo zajęło mi przekonywanie się do ,,Enigma”. Z początku uważałem, że jest to do zapomnienia utwór, mało ekscytujący oraz udaje nieudolnie klimat ARTPOP. Utwór, który pojawił się na trackliście albumu prawdopodobnie jako pierwszy zyskał jednak z czasem i teraz sądzę, że wokalnie ta kobieta potrafi stworzyć coś magicznego. Nie jestem fanem tej nudnej już, powtarzalnej produkcji i powoli mam dość…

… Lady Gaga jednak nie pozwala mi narzekać i stękać, więc zrywa wszelkie linki bezpieczeństwa i pędzi w ,,Replay” mówiąc o swojej traumie związanej ze sławą. Myślę, że nie ma tutaj drugiej bardziej emocjonalnej piosenki. Bardzo podoba mi się tutaj wykorzystanie tandetnej produkcji do czegoś innego niż tylko rozbudzenie słuchaczy. Tak. Lady Gaga cierpi na zespół stresu pourazowego (PTSD)

Zbliżając się do końca mamy do przejścia jeszcze dwa… uh… ciężkostrawne pozycje.

,,Sine From Above” rozpoczyna się pięknie, nawet kończy dość przyzwoicie. Ale w środku zaczyna dziać się bardzo źle. Jestem zdegustowany tym jak Elton John brzmi w tej piosence i nawet mnie nie obchodzi czy to miało być “eurowizyjne”, to po prostu jest okropne. Myślałem sobie, że bardziej tandetnego i żenującego drop’a nie znajdę na tym albumie…

… a jednak…

,,1000 Doves” brutalnie niszczy jakiś poziom tanecznego albumu. To co słyszę w tym utworze jest dla mnie niepojęte. Dlaczego taka artystka pozwoliła sobie na taki poziom?
Nie. To już nie jest kwestia czy ten album miał być specjalnie tandetny. Tutaj mogę sobie porównać z piosenką Violetty (Disney Channel) ,,Hoy Somos Mas”. Tragic.

No ale kim jest Lady Gaga? Oczywiste. Lady Gaga jest ikoną muzyki pop lat 10’. Dokonała wiele podczas swojej kariery, wiele skandalicznych jak i wartych uznania czynów. Odebrała swoje Grammys, nawet Oscara. Czego jeszcze jej brakuje? Drugi raz zainspirować się królową popu, Madonną. I nie. Nie jestem wobec Gagi krytyczny, bo tak bez wahań mogę przyznać Jej honor następcy królowej. Dlatego właśnie ,,Babylon” jest traktowane jako “Vogue” Madonny. Osobiście utwór średnio przypadł mi do gustu, bo tego blasku nie da się skopiować (hehe).

PODSUOWANIE

Reasumując “Chromatica” jest zestawem piosenek, których cel na pierwszy rzut oka jest rozgrzanie serc fanów, jak i setki tysięcy odbiorców wchodzących w świat Lady Gagi. Niemniej jednak jestem w stanie dostrzec drugie dno albumu, a tam dzieją się już bardziej przykre i traumatyczne sprawy. Podobny zabieg można usłyszeć na przykład w ostatnim albumie Paramore. Nie będę kłamać, ten styl nie należy do tych, które sprawiają mi największą przyjemność i nawet po wielu odsłuchach nie czułem tego klimatu. Ten album nie jest zdecydowanie dla wszystkich, natomiast jest warty uwagi.

 

Co o tym sądzisz?

Podekscytowany
0
Szczęśliwy
0
Kocham
0
Nie wiem
0
Raczej słabo
0

Sprawdź także

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Więcej w:Albumy

Albumy

Justina Timberlake POWRACA!

Książę popu powraca! Justin Timberlake zaprezentował właśnie najnowszy singiel „Selfish”. To pierwszy przedsmak jego nadchodzącego ...