AlbumyNewsyPOPRecenzje

[2020] Paloma „Infinite Things”

Paloma Faith jest jedną z tych artystek, które głównie cenie za unikalny głos oraz elastyczne zdolności wokalne. Jednak moim subiektywnym zdaniem Paloma jest również elastyczna muzycznie, co niestety dzieli jej fanów. Infinite Things to drugie komercyjne podejście, ale jak wygląda na tle jej poprzednich dokonań, a jak wypada na płaszczyźnie mainstreamowego popu? Let’s see!

Przede wszystkim Paloma słynie z wyjątkowego głosu, i na tym etapie można szybko określić, czy artystka przypadnie komuś do gustu. W swoim świetlistym, teatralnym stylu do 2014 roku tworzyła świetne albumy, gdzie czuła się jak ryba w wodzie. Przyszedł czas na pewne zmiany i wyrwanie się z jednego schematu. I można się sprzeczać, czy kierunek mainstreamowej muzyki (przy nadal nie tak dużym odbiorze) był odpowiedni, ale według mnie obrała nową ścieżkę w karierze nie bez powodu.

Długoletnia przerwa pomiędzy ,,A Perfect Contradiction”, a ,,The Architect” mogła wynikać ze znudzenia tym samym i jednym stylem retro, vintage; you name it. Czwarty krążek otworzył przed Palomą drzwi do dance-popu, ale to nie byłaby Paloma, gdyby jej albumy nie zawierały jakiejś historii, bądź opowiadały o ważnych sprawach.
,,Infinite Things” to album, który z gruncie rzeczy mówi o zjawiskach tego świata, które są trudne do zrozumienia, a psychika człowieka oddziałuje różnie na negatywne, bądź pozytywne emocje. Od niepojętej miłości, po przerażający gniew. Jednak formą albumu jest raczej luźne podejście do tematu, co wcale nie musi być złe, jeśli nie płaczemy po zmianie stylu, choć wiele Infinite Things zyskałoby w postaci Chamber pop/ Art pop. 
I tak na początek Paloma wita nas synth-popowym, bardzo dobrym ,,Supernatural”. Utwór otwiera nam drogę do krążka pełnego nasyconego dźwiękami. Po tym już wszyscy możemy się spodziewać, że dalej nie dostaniemy retro, vintage, teatralnego popu, tylko rozrywkę.
Drugi utwór to prawdziwy kandydat na zmarnowany potencjał, jeśli nie wyda go na singiel. Oto ,,Monster”, czyli tam gdzie głos artystki wbija szpilę w swojego kochanka “’m what you made me/Too late to save me/Now I’m a monster/You created a monster”. Nie wiem, dlaczego, ale wierzę w jej złość. To też sprawia, że Paloma wyróżnia się na tle innych dziewczyn z branży, które nie potrafią szczerze okazać emocji, tylko liczą, że sama produkcja zadziała.
Znacznie mniej ekscytuje ,,Gold”, które mogło zostać w sumie wydane przez byle jakiego popowego artystę. Trochę udawany alternative r&b z dodatkiem dance-popu i lekkiego trapu. Nie uważam jednak, żeby to był zły utwór, po prostu nie ma tego czegoś co lubię na tym albumie.

Połączenie soulu z dancingiem wypada znakomicie w ,,Falling Down”, które tylko umacnia mnie w przekonaniu, że ten styl absolutnie zawsze wprowadza mnie w znakomity stan i chcę słuchać i tańczyć w kółko.
Tytułowy utwór zdecydowanie jest jedną z najbezpieczniejszych pozycji na krążku, ale warto poczuć treść ,,Infinite Things” inspirowaną powieścią ,,The Aleph” G.L. Borgesa. Nie skłamię, jeśli powiem, że to w sumie jedyny moment, kiedy zbliża mi się na łzy. Całość, produkcja, tekst i wokale poruszają mną, jakbym znajdował się w innym miejscu i dotykał czegoś pięknego, potężnego, a zarazem skomplikowanego “People say I made you but it’s clear you made me/My heart has been so broken by the things that I’ve seen/The only time I feel safe is when/I close my eyes to sleep/But I wanted more for you”. Być może jest to piosenka o Bogu, a być może o czymś co widzi tylko Paloma. Tak czy inaczej, bardzo mnie urzekła.

Pierwszą balladę na krążku znajdziemy dopiero na piątej pozycji pt. ,,If This Is Goodbye” i szczerze jestem w szoku, że to nie jest najmniej wymagająca popowa ballada typu ,,Falling” od Harrego Stylesa, czy ,,My Love Won’t Let You Down” od Little Mix. Tutaj produkcja sięga po delikatne dźwięki, ale nadając mu prawdziwie efekt dreszczyka oraz dramaturgii. A przy tym nie żałuje sobie wokalnie, próbując nie przesadzić jak Demi Lovato w ,,Anyone”.
Pierwszy singiel, a zarazem pierwsza moja miłość przed piątym albumem brytyjki – ,,Better Than This”, chociaż dzisiaj nie robi na mnie już takiego wrażenia. Utwór raczej należy do tych bezpieczniejszych i schematycznych. Dobrze wykonany adult contemporary mieści w sobie chwytliwość i klasę.

 

W ,,Me Time” Paloma porusza dla siebie bardzo ważną kwestię, o potrzebie spędzenia czasu dla siebie, z dala od ludzi, którzy zanadto wiedzą lepiej i więcej od samej Faith. Irytacja sięga zenitu, gdy przyszło jej spędzać kwarantannę w gronie rodziny, a dni wyglądają tak samo.
Przy okazji, to jest świetny bop.
Tam gdzie wszyscy narzekają, że trudna miłość jest bez sensu i od razu powinniśmy zmieniać, Paloma Faith w ,,If Loving You Was Easy” jest przykładem osoby walczącej o stałe uczucia, nie poddając się tak szybko “Yeah, paradise can hurt too/Think of everything we’ve been through/Nah, I don’t think I’d want you/If loving you was easy”. I myślę, że takie wyznanie jest najpiękniejsze, od zwykłego “kocham”.
Całkiem dobrze sprawuje sie ,,Beautiful & Damned”, chociaż obawiam się, że to będzie jedna z tych piosenek, które łatwo zapomnę. Nie wyróżnia się jakoś szczególnie, ale ponownie urzeka mnie tutaj treść… z każdym kolejnym utworem podziwiam Palomę, za szczerą wiarę w swoją miłość i nie rezygnuje dla świętego spokoju “Death do us part, don’t be so sad/You’ll always mean the world to me”.
Gorzej wypada za to ,,I’d Die For You”. A tego to już niestety za nic nie pamiętam. Tytuł zdradza całą treść, so you know. Nudna pozycja, niestety.
Na szczęście ,,Living with a Stranger” szybciutko nadrabia zaległości i dostajemy groovy kawałek, z małą dawką nu-disco. Trochę żałuję, że w refrenie nie ma większej gęstości, ale nadal świetnie wypada jako kolejny dobry pop.
A na zakończenie, otrzymujemy śliczne ,,Last Night on Earth”, które nie do końca wykorzystuje swój potencjał. Natomiast jestem w stanie wyobrazić sobie scenę niczym z filmu, gdzie koniec-końców trzeba pozbyć się dystansu, niepewności. Złapać się za rękę, gdyby to miał być ich ostatni dzień.

,,Infinite Things” to przede wszystkim bardzo dobry popowy album, z którego można nie tylko wyciągnąć fantastyczne produkcję, wybitne wokale, aksamitne treści, ale również uczyć się od niej. Gdybym miał porównać piąty krążek do jej poprzednich dokonań, to rzeczywiście wcześniej było więcej w tym sztuki. Zrozumiałem też, że nie każdy musi robić w kółko to samo, zwłaszcza, kiedy wychodzi pop na bardzo wysokim poziomie. Z pewnością to jeden z najlepszych komercyjnych albumów tego roku.

Paloma - Infinite Things

8.6

Co o tym sądzisz?

Podekscytowany
0
Szczęśliwy
0
Kocham
0
Nie wiem
0
Raczej słabo
0

Sprawdź także

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Więcej w:Albumy

Albumy

Justina Timberlake POWRACA!

Książę popu powraca! Justin Timberlake zaprezentował właśnie najnowszy singiel „Selfish”. To pierwszy przedsmak jego nadchodzącego ...