Najbardziej oczekiwana płyta tej jesieni? Wiem, wiem. Ile ludzi tyle odpowiedzi. Ja chociażby nie mogłam doczekać się nowego wydawnictwa Leonarda Cohena. Ciekawi mnie również album Hoziera i brytyjskiego oblicza Mary J. Blige. Na mojej liście płyt nie do ominięcia wysoką pozycję zajęła również Jessie Ware. Karierę zaczynała śpiewając u boku przedstawicieli angielskiej sceny klubowej – Sampha i SBTRKT. Dziś jest od nich popularniejsza. Szczególnie w Polsce, gdzie ma rzesze fanów (wyprzedany wrześniowy koncert mówi sam za siebie). W ogóle brytyjskie skromne, sympatyczne i skupione na muzyce wokalistki są u nas bardzo lubiane, o czym może świadczyć chociażby popularność Katie Meluy. Muzyka Jessie szybciej jednak trafia do młodszych odbiorców. A czy jej nowy krążek ma szanse dotrzeć do szerszego grona słuchaczy?

Jessie Ware przebojem wkroczyła z solowymi nagraniami na rynek muzyczny w 2012 roku. W naszym kraju największą popularnością cieszył się singiel „Wildest Moments”. Po jego usłyszeniu zaufałam artystce na tyle, że w ciemno zakupiłam jej debiutancki longplay „Devotion„. Jest to jedna z tych płyt w mojej biblioteczce, których po prostu chce się słuchać i słuchać. Album zachwycił mnie od razu. Jest spójny, utrzymany przez cały czas w tej samej popowo-soulowo-elektronicznej stylistyce, a najgłupszą rzeczą, jaką można mu zarzucić, to nuda. Każda piosenka to oddzielny rozdział, tworzący wraz z pozostałymi piękną powieść o narodzinach nowej gwiazdy muzyki pop. Dzięki dopracowanym, eleganckim kompozycjom „Devotion” szybko podbiło moje serce. Na razie jednak nie ma w nim miejsca dla „Tough Love”.

Jessie Ware swoim krążkiem rewolucji w światowej muzyce nie robi. Mieliśmy bowiem już w tym roku kilka debiutantek ciekawie żonglujących elektroniką, soulem i r&b – BANKS, FKA twigs, MØ to tylko ciekawsze przykłady. A we własnej twórczości? Wciąż jej piosenki płynnie przechodzą od szlachetnego popu w soul i r&b. Klamrą spinającą utwory Ware jest elektronika. Muszę jednak zaznaczyć, że „Tough Love” jest albumem różnorodniejszym niż „Devotion”.

Na debiutanckim krążku Jessie znalazły się takie piosenki jak subtelne nagranie tytułowe „Devotion”, wyraziste „Night Light” czy soulowo-hip hopowe „No to Love”. Utwory te na długo zapisały się w mojej pamięci. Nic więc dziwnego, że zaczęłam na „Tough Love” szukać ich następców. Do gustu przypadła mi kompozycja „Sweetest Song”, która mogłaby odnaleźć się na cenionej przeze mnie płycie Dido „Girl Who Got Away”, ze względu na swoje spokojne, dojrzałe, elektroniczne oblicze. Uwielbiam również efekt współpracy Jessie z Miguelem (słychać go w chórkach) – kawałek „Kind of…Sometimes…Maybe”. Jest to podszyta wyrazistym, nowoczesnym bitem piosenka, która mimo to brzmi dość oldskulowo. Taka mała, intrygująca sprzeczność. Polecić wam mogę również przebojowe „Want Your Feeling”, porywające, nieco patetyczne „Pieces”, oraz najbardziej zaskakującą kompozycję na „Tough Love” – akustyczno-popowe „Say You Love Me” ze wspaniałą wstawką chórku.

A pozostałe utwory? Zazwyczaj przelecą ledwie zauważone, co jest jakąś tam zaletą, bo znaczy, że kawałki te nie irytują słuchacza melodią czy produkcją. Szybko osłuchała mi się tytułowa kompozycja „Tough Love”, w której podobają mi się fragmenty, kiedy Jessie śpiewa wyższym głosem. „You & I (Forever)” na chwilę zwraca na siebie uwagę przygaszonym refrenem. „Cruel” jest niezłą elektroniczną piosenką, która mogłaby w nieco tylko zmienionej formie trafić na pierwszy album SBTRKT. Początek lekkiego, rhythm’and’bluesowego „Keep On Lying” przypomina mi „Elastic Heart” Sii. Zamykające krążek balladowe „Desire” to jedna z najbardziej emocjonalnych kompozycji Ware na drugim albumie. Jedyny minusik postawiłabym przy do bólu zwyczajnym „Champagne Kisses”.

Druga studyjna płyta Jessie Ware, „Tough Love”, ma większą siłę przebicia niż lekko hermetyczne „Devotion”. Jest prostsza w odbiorze i nie potrzeba siedzieć nad nią zbyt długo, by dogrzebać się do wszystkich smaczków. „Devotion” nie było tak oczywistym albumem, dlatego stawiam go nad nowym wydawnictwem Jessie. Warto jednak dodać, że Ware jest tak ciekawą i utalentowaną wokalistką, że czego by nam nie zaprezentowała, i tak będzie dobrze. Raz bardzo, a raz po prostu przyzwoicie. „Tough Love” plasuje się gdzieś w środku.

ocenaw

albumrec1

We współpracy z:

Co o tym sądzisz?

Podekscytowany
0
Szczęśliwy
0
Kocham
0
Nie wiem
0
Raczej słabo
0

Sprawdź również...

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Więcej w:Newsy