„Puch”, czyli ulotna chwila, w której… Marta prawie zgubiła Sarsę.
„Puch” jest jak ulotna chwila, w której można przeoczyć samego siebie…” mówi o swoim najnowszym singlu Sarsa i puszcza do słuchacza oko. Ten z pozoru leniwy, melodyjny, radiowy numer niesie za sobą pewną refleksję, która nie dla każdego okaże się tak lekka – albo inaczej: określenie „lekki jak puch” może niekiedy nabrać bardziej ironicznego charakteru.
– Zanim zrozumiałam, że życie jest „jak w filmie”, było mi ciężko i doskwierał mi wieczny i niezrozumiały czegoś brak. On wciąż bywa, że wraca – otwarcie opowiada Sarsa. – Szukałam więc siebie w podcastach, w ludziach i dziwnych miejscach… Poszukiwałam siebie we wspomnieniach zanim stałam się Sarsą. Z kolei w tych poszukiwaniach Marty prawie zgubiłam Sarsę do końca. Tożsamość dla artysty jest czymś niezmiernie istotnym, koniecznym, by czuć się dobrze, patrząc w lustro. Na szczęście świat każdego dnia daje znaki i mruga.
Te poszukiwania ilustruje klip w estetyce trochę starego filmu, trochę sennego marzenia, a trochę wspomnienia majaczącego gdzieś w podświadomości.
Shawn Mendes prezentuje wyczekiwany album „Shawn” [ODSŁUCH!]
– Chcieliśmy z Michałem Pańszczykiem w ciągu tych kilku minut pokazać tę moją tułaczkę w głąb siebie, w poszukiwaniu nowej mnie – mówi Artystka. – Łaziłam więc bez celu po mieście i wszędzie znajdowałam wskazówki, tak jakby ktoś bawił się ze mną w podchody… Ostatnie dwa lata były jak jakiś surwiwal – dodaje. – Nabrałam jakiejś tam mądrości, bo przecież każde z nas szlachetnieje z wiekiem… po czym wróciłam na swoją planetę odnowiona. Jako Marta Markiewicz czyli SARSA.
fot. Michał Pańszczyk