[2020] Louis Tomlinson „Walls”
Louis Tomlinson wkracza w 2020 rok z debiutanckim albumem, który podsumowuje go jako artysty z prawie dziesięcioletnim stażem. „Walls” prezentuje zarówno rozwój, jak i jego brak. Wśród swoich kolegów z One Direction jako jedyny nie dał rady wyjść z bańki przyjaznego teen popu, który prezentował sam boysband.
Czy znajdziemy tutaj jednak coś zmieniającego Louisa ze zwykłego nieudolnego komercyjnego chłopaka w mężczyznę całkiem nieźle opowiadający o swoim życiu niczym rollercoaster.
Cieszę się, że poziom pisania tekstów na „Walls” jest bardziej zaskakująco dobry, niż można było się spodziewać. Oczywiście nie brakuje tutaj ghostwriterów, ale aż tyle nie wymagam od Louisa. Wspomniałem wcześniej o jednym i tym samym kierunku muzycznym jaki tkwi i nie chcę odpuścić. Rozpoczynamy album jednak z czymś odrobinę innym niż reszta, bo mamy tutaj do czynienia z lekkim pazurem „Kill My Mind„. Louis zdradza tutaj młodzieńcze szaleństwa, często okazujące się być błędami. Przy okazji płynnie śmiga przez ładnie ułożone metafory.
Louis na „Walls” nie postanowił nowego kroku, nie dokonał przełomowej ewolucji, ani nie sprawił żeby opadła mi szczęka, a moje oczy zalały się łzami, chociaż gdyby ktoś bardziej uzdolniony dostał ten album, prawdopodobnie zbierał bym[swf ][/swf] się z ziemi, analizując to jak bardzo niektóre teksty opisują przerażające wydarzenia, takie jak młodzieńcza zguba, śmierć własnej matki, wrażenie bezsilności. Niestety sam artysta nie podołał w pełni zadaniu, pozostawiając za sobą zdenerwowanie i niedosyt.