[2020] The Weeknd „After Hours”
Bezkresne szukanie szczęścia na mrocznej ścieżce nienawiści do samego siebie. Jaki rezultat może przynieść dojście do najbardziej okrutnych prawd o sobie, takich które są najczęściej skrywane pod nieświadomością. The Weeknd swoje życie wystawia na własną ocenę – nie jest ona pozytywna.
Abel Tesfaye już od początków kariery muzycznej opisywał swoje stany lub wydarzenia, z którymi musiał się zmagać. Debiutancka kompilacja mixtap’ów ,,Trilogy” (2012) opowiadała o przeżyciach artysty w mieście Hidden Hills, gdzie urodził się i wychował. Pierwszy studyjny album ,,Kiss Land” (2013) stał się mrocznym r&b miejscem, w którym Abel wylądował nie wiedząc kim jest i jaki ma cel w życiu; przerażała go ta świadomość. Po dwóch latach na świat wyszedł ,,Beauty Behind The Madness” podkręcając produkcję, aby powstał album w pełni soczystych i intensywnych mrocznych dźwiękach. Lżejszy okazał się być synth-popowy ,,Starboy” (2016) w części narzekając na swoją popularność, a z drugiej przepełniony lżejszymi tanecznymi dźwiękami. I chyba nikt nie mógł się spodziewać powstania EP-ki ,,My Dear Melancholy,„, która w 2018 roku zrobiła mały szum w mediach przez fakt o nagłym rozstaniu Abla z piosenkarką Seleną Gomez. I ten moment mógł być dla nas alarmem, że coś się popsuło w życiu artysty. Teraz w 2020 roku The Weeknd wychodzi z cienia po dwóch latach, aby pokazać rezultat ostatnich wydarzeń, które zmusiły go do największej w życiu analizy siebie i nie jest dobrze.
Album otwiera rozproszone niczym światło ,,Alone Again” wokalne arcydzieło w klimatach ethereal-wave, które z czasem zostaje rozbite – to było ostrzeżenie, że zbliża się pogrom w życiu.
Album nie przepuścił okazji na wspomnienia z czasów problemów narkotykowych, którymi Abel zmagał się przez długi czas wkraczając dopiero w świat sławy w mroźnym trapowym ,,Snowchild”. To jest również jeden z tych momentów, gdzie szczegółowo opisuje sytuację trafiając celnie w kontent; ale to dzieje się praktycznie za każdym razem, ponieważ to nie jest tajemnicą, że Abel jest rewelacyjnym tekściarzem. Dokładnie to samo prezentuje w desperackiej ucieczce przed prawdziwym obliczem wielkiego starego miasta w ,,Escape From LA”, które kończy się w niezwykły atmosferyczny sposób.
Self-destructive utwór ,,Heartless” ma jeden z najmroczniejszych i przerażających tekstów na całym albumie, co wybrzmiewa najsilniej w refrenie „Próbowałem być lepszym człowiekiem, ale jestem bez serca” oraz „Całe te pieniądze i cierpienie stawiły że jestem bez serca„. Celne opisywanie swojego postępowanie względem tak wielu ludzi, którzy widzą w niego najlepszą osobę: gdy on sam podchodzi do wszystkiego protekcjonalnie.
Chwilę później już The Weeknd zabiera nas w sam środek klimatu synth-popowego wehikułu czasu do tych pięknych lat 80. Zaczyna od ponadczasowego, z odrobinę popsutą jakością audio ,,In Your Eyes„, którym wszystko brzmi dokładnie tak jak powinno; absolutnie bez skazy oddany duch tamtych lat.
Pod koniec wkradła się również trąbka, która jeszcze zaczyna ocieplać w sercu. W tekście jednak kryje się niepokój i smutek ,,W twoich oczach, widzę, jak coś płonie w wewnątrz ciebie (…) W twoich oczach, wiem, że boli cię uśmiech, choć próbujesz„. Przez chwytliwą piosenkę artysta wplótł również intrygujące wyznanie „Mam nadzieję, że wiesz co mam na myśli kiedy mówię Ci, że jestem jedyną, która była w mojej głowie„. Może to być bezpośredni przekaz dla Seleny Gomez, a być może do Belli Hadid. Choć prędzej stawiam na pierwszą opcję, ponieważ następny utwór ,,Save Your Tears” dotyka uczuciowej sfery, która wydaje się być wciąż świeża i namacalna. Utwór utrzymany w lekko zaszronionym gitarowym klimacie. Treść już pierwszej zwrotki wskazuje na to, że jego tematem jest Selena Gomez „Widziałem, jak tańczysz w zatłoczonym pokoju Wyglądasz na szczęśliwą, kiedy nie jestem z tobą. Ale potem mnie zobaczyłaś, zaskoczona. Pojedyncza łza spada z twojego oka„. Przy nacisku na słowo „crowded room”… Geniusz tej produkcji widać przez kontrast między trafnym drastycznym emocjonalnie traktem, a wesołej muzyce. Mam też niemałe odczucie, że gdzieś w tym tkwi duch Daft Punk. Ciekawie prezentuje się również diabelskie ,,Repeat After Me (Interlude)” z zaskakująco hipnotyzującym tekstem niczym sam diabeł wypowiadał słowa „Nie musisz płakać, dziewczyno, pozwól mi otrzeć oczy (…) Obiecuję, że zawsze będziesz moja. Och, po prostu powtórz za mną. Nie kochasz go, nie kochasz go. Nie kochasz go, jeśli myślisz o mnie„. Muzycznie gdzieś odczuwa się braki, lekki niedosyt, z czego wypada na tle innych mniej atrakcyjnie; doceniając przy tym warstwę liryczną.
Tuż przed zakończeniem przygody z The Weeknd’em dostajemy rozkręcające się w swoim czasie, na które pragniemy czekać na rozwój tytułowe „After Hours” i nie przeszkadza w nim długość jego trwania, bo to jedna z tych produkcji, która mogłaby nie kończyć się wcale. Zanim wyjdziemy z mrocznego ,,After Hours” musimy jeszcze wysłuchać wykrwawiającego się powoli, bezsilnego głosu Abla Tesfay’a podsumowując bieg wydarzeń oraz nieuniknioną klęskę. Już na samym wstępie ,,Until I Bleed Out” otrzymujemy niepokojącą wiadomość „Nie mogę się ruszyć, jestem sparaliżowany. Jestem tak bardzo sparaliżowany. Nie potrafię wyjaśnić dlaczego jestem przerażony. Jestem tak bardzo przerażony„. Idąc dalej przez tekst wychyla się pewien żal oraz prawdziwy smutek w umyśle. On już nie chcę sięgać nieba, tylko czuć grunt pod nogami.