Recenzje

#6. Niebezpieczne oblicze księżniczki, czyli recenzja hitu Britney Spears „Work B**ch!”

Work_Bitch_cover

 

Przyzwyczaiłem się z każdą moją inwencją twórczą w postaci recenzji, bądź też omówienia utworu jak kto powie do szczególnej interpretacji tekstu, jaki zaprezentował artysta. Jednakże w tym tygodniu myślałem, czytałem, słuchałem i takowego pretendenta numer 1 nie wytypowałem. Ale… w rekompensacie morale swoje niedosytem tekstowo dobrych kawałków podnoszę nienudnymi teledyskami. Żeby nie był on tylko dodatkiem do całości jak to często bywa najprawdopodobniej z braku idei nakręcenia klipu ten doskonale łączy się z samym singlem, który już teraz zapowiada ósmy album Britney Spears. Ukaże się on 3 grudnia tego roku i będzie nosić tytuł Britney Jean. Przy tym utworze majstrowały takie znane nam twarze jak will.i.am, Sebastian Ingrosso, czy Otto Knows.

Na chwilę obecną ma 31 lat i pochodzi ze Stanów Zjednoczonych, na koncie 7 albumów studyjnych, z których każdy kolejny na świecie sprzedawał się niestety coraz słabiej, od roku 1999 to już przeszło 80 milionów sprzedanych kopii. Dyskografię urozmaica 38 singli, z których zdecydowanym liderem do dzisiaj pozostaje ten z końca roku 1998 „…Baby One More Time”, docierając do ponad 15 państw ze zdobytym szczytem.

Nowe proponowane nagranie do nowego wydawnictwa jest bardzo energetyczne a dopracowana jak to już przystało na weterankę muzyki POP Britney choreografia w postaci dość zsynchronizowanych kroków, figur i wszelkich fachowych i nie znanych mi dodatków jest na wysokim poziomie. Gdybym chciał porównać Britney do Miley i jedną istotę prezentującą swoje wdzięki do drugiej to na warstwie tekstowej pewnie zwycięży Miley, która jak ta kula z klipu uderza wyznaniem pragnienia miłości burzy wszelkie złudzenia i niepewności u samego słuchacza. Ale obydwie robią to niebezpiecznie, gwałtownie i dosadnie. Pierwsza budzi grozę kumulacją swoich uczuć niczym ta kula taranująca przeciwnika a druga bardzo wyraźnie naciska na istotę kobiety, na którą obrała sobie cel. Britney w nowej propozycji brzmi niczym tropikalna wojowniczka i strażniczka priorytetu życiowego jakim potencjalnie staje się temat pracy, przez nią poruszony. Ukazana na trzech warstwach, jaśniejszej – chłodnej z charakteru, pustynnej – gorącej i ponętnej i tej odbitej blaskiem świateł- dzikiej i niewzruszonej. Utwór z rana może zabrzmieć dość niesmacznie, dosłownie można narazić się o poranną nadpobudliwość. Do tego nagrania trzeba podchodzić bardzo ostrożnie, jest tak niebezpieczny jakie wydają się być słowa artystki. Osoby o słabej koncentracji spowodowanej nacechowanym erotyzmem i wybuchowością wymiarem audiowizualnym mogą nie skojarzyć, że za tą warstwą nałożonej elektroniki czyha znany nam dobrze gatunek muzyki jakim jest Dance. Mocny klubowy beat zniekształca ten popularny gatunek muzyczny. Ostatnie sekundy dźwiękowe i wizualne zaczynają przyspieszać, nabierają dynamizmu i tempa. Artystka nie naraziła się tym utworem o porażkę, tym bardziej przedstawiła siebie jako kobietę stojącą wyżej, niż wszystkie inne wschodzące gwiazdy muzyki POP. Daje do zrozumienia, że póki nagrywa i współpracuje z takimi nazwiskami jak will.i.am czy Sebastian Ingrosso (dawniej członek Swedish House Mafia) nigdy o niej słuch nie zaginie a tym bardziej każdy kolejny nagrany z nimi hit przyprawi świat o kolorowe fajerwerki, o wydarzenie roku, o którym ciężko będzie zapomnieć.

Statystycznie utwór ten spędził 50 tygodni na 15 listach muzycznych świata. Zadebiutował na miejscu 5 w Kanadzie oraz między innymi na 6 lokacie we Francji i właśnie tam też dotarł najwyżej do wymienionych pozycji, wyżej był tylko w najniższym stopniu podium w Grecji. W naszym ojczystym kraju jest to 28 lokata według największych sieciowych stacji radiowych oraz 36 według polskiego air playa. W przeciągu kilkunastu dni z dystansem ponad 30 milionów odsłon w serwisie YouTube to dobry znak, że powrót po dwóch i pół roku z nowym krążkiem i tak na prawdę z nowym singlem (bo „Ooh La La” nie wspominajmy) to świadoma i prawidłowa decyzja aby zaatakować słuchacza i przede wszystkim widza, który zwraca uwagę na to co ma przed oczyma, bo najwięcej smakujemy właśnie wzrokiem a nie ukrywam, że jest na co oko zawiesić 😉

źródło okładki singla: en.wikipedia.org

OCENA całości: 7/10

recenzję napisał: BarteQ

Co o tym sądzisz?

Podekscytowany
0
Szczęśliwy
0
Kocham
0
Nie wiem
0
Raczej słabo
0

Sprawdź także

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Więcej w:Recenzje