OneRepublic to amerykański zespół (ja jeszcze do tego roku dałabym sobie rękę uciąć, że brytyjski), który powstał w 2003 roku. W jego skład wchodzą: Ryan Tedder (wokal, pianino), Zach Filkins (gitara), Drew Brown (gitara), Brent Kutzle (gitara basowa) oraz Eddie Fisher (perkusja). „Native” to już trzeci album w dorobku grupy. Najnowszy krążek zespołu zmotywował mnie do tego, bym przesłuchała pierwsze dwa albumy OneRepublic. Dziwne by było, gdybym podczas recenzowania „Native” nie podzieliła się swoimi spostrzeżeniami dotyczącymi poprzednich krążków bandu. Debiutancki „Dreaming Out Loud” to porcja świetnej, popowo rockowej muzyki z takimi hitami jak „Apologize” czy „Stop and Stare” na czele. Druga płyta, „Waking Up”, mimo takiego tytułu bardziej usypia niż rozbudza. Owszem, jest przyjemna, ale poza singlowym „All the Right Moves” nic nie zwróciło na siebie mojej uwagi.
Nawet jeśli nazwisko Tedder nic wam nie mówi, zmieni się to, kiedy spojrzycie na listę twórców takich piosenek jak „Halo” Beyonce, „Bleeding Love” Leony Lewis, „Love Somebody” Maroon 5 czy „Rumour Has It” Adele. Tak, to jego robota. Jest niesamowicie zdolnym (i płodnym) tekściarzem. Niesamowicie rozchwytywanym. Przeglądając listę utworów, których współtwórcą jest Ryan, nasuwa się pytanie – czemu dla swojego zespołu nie zostawia tych piosenek? Wydaje mi się, że najbardziej sensowną odpowiedzią na to jest to, że utwory te nie pasowałyby do stylistyki OneRepublic. Łzawe ballady w stylu Beyonce? Nie, chłopacy wolą postawić na pozytywne, pogodne melodie.
Prace nad albumem „Native” trwały kilka miesięcy. Początkowo płyta miała ukazać się pod koniec 2012 roku, ale jej premierę przełożono. Fanom pozostało więc słuchanie wydanego w ubiegłe wakacje singla „Feel Again”. Dla miłośników starszej twórczości OneRepublic nagranie to mogło być małym szokiem. Mniej gitar, popowe brzmienie i do tego ta elektronika. Na szczęście nie jest tak źle, jak mogłoby się wydawać. „Feel Again” to porcja szybkiej, pozytywnej muzyki. W sam raz na wakacje. Dużo gorsze jest „If I Lose Myself”, którego electropopowy, taneczny refren wraca do mnie nieraz we śnie. A może raczej – koszmarze. Nie spodziewałam się takiego utworu po zespole, który chciałby być stawiany w jednym rzędzie z Coldplay czy Linkin Park. Nie tędy droga, panowie. Nie wiem, czy było to zamierzone, czy też jest dziełem przypadku, ale tytuł tego singla został wybrany bardzo trafnie – kiedy Ryan śpiewa
If I lose myself (PL: Jeśli zatracę siebie)
ciężko mu nie uwierzyć, że właśnie się zagubił. Na szczęście trzeci – i jak na razie, ostatni – singiel z „Native” nie sprawia, że wyłączam radio. Piosenka „Counting Stars”, łącząca w sobie pop rock i country, to mój numer jeden z najnowszej płyty OneRepublic. Dodaje mi więcej energii niż „Feel Again” i „If I Lose Myself” razem wzięte.
Single singlami, ale „Native” skrywa jeszcze wiele ciekawych piosenek. Takową jest chociażby mało przebojowe (za pierwszym przesłuchaniem nie ma szans, by zostało w pamięci), niesamowicie łagodne „What You Wanted”. Mniej podoba mi się podszyte w refrenie delikatną elektroniką „I Lived”. Zaskakuje „Light It Up”. Kiedy pierwszy raz włączyłam to nagranie i usłyszałam chóralne oooo, myślałam, że pomyliłam płyty i mimowolnie wybrałam utwór „Princess of China” Coldplay. Bardzo podobne. Na szczęście w dalszej części piosenki OneRepublic zespołu Chrisa Martina nie kopiują. Stworzyli własne, tak wciągające nagranie, że nawet lekka obróbka wokalu Teddera nie jest w stanie popsuć mojej dobrej opinii o „Light It Up”. Czaruje ballada „Au Revoir” oraz lekkie, charakteryzujące się wykonywanym przez kilka osób refrenem „Something I Need”.
Z początku omijałam nagranie „Can’t Stop”. Czemu? Dziwnie słuchało mi się Ryan’a śpiewającego wyższym głosem. Dziś jednak uważam, że „Can’t Stop” jest jedną z najlepszych kompozycji na „Native”. Ta elektroniczna, ale spokojna piosenka naprawdę chwyta za serce. Jak tu nie wzruszyć się, kiedy Tedder śpiewa
I don’t want to live without you (PL: Nie chcę żyć bez ciebie)?
Może i zdanie oklepane, ale w wykonaniu lidera OneRepublic brzmi niezwykle szczerze i autentycznie. Warte uwagi jest również dopracowane „Preacher”, w którym Ryan’owi wtóruje chór gospel.
Czy „Native” ma jakieś słabe punkty? Niestety tak. Fani gitarowego brzmienia mogą czuć się trochę zawiedzeni i oszukani. Rockowych dźwięków tu jak na lekarstwo. Miłośnicy chwytliwych, popowych kawałków powinni być natomiast zadowoleni. Brakuje mi na „Native” piosenki w stylu „Apologize” – mocnej ballady, która mogłaby stać się klasykiem. Tak czy inaczej muszę docenić klimat albumu. Tak pogodnej, radosnej płyty dawno już nie słuchałam. Czy warto zarezerwować sobie czas na trzeci krążek Amerykanów? Tak. Ale polecam też zapoznanie się z ich debiutem.
Najlepsze utwory: Counting Stars, Light It Up, Au Revoir, Can’t Stop, Something I Need
Najgorsze utwory: If I Lose Myself, I Lived
Plusy:
– Teksty
– Płyta idealna na wakacje, lekka, pogodna
Minusy:
– Niezbyt dobre (niepotrzebne) eksperymenty z muzyką taneczną
– Mniej rockowy album niż dwa poprzednie
Więcej recenzji autorstwa Zuziio: