[2013] Natalia Kills "Trouble"
świadomości słuchaczy choć na chwilkę. Dziś brytyjska wokalistka powraca z drugą studyjną płytą „Trouble” i chce przypomnieć o sobie ludziom. Czy nowe utwory mają szansę namieszać na listach przebojów, a sama artystka wybić się spośród innych popowych wokalistek, które upatrzyły sobie tegoroczną jesień na swój muzyczny powrót?
Łatwego startu Kills nie miała. Już na dzień dobry została posądzona o kopiowanie Lady Gagi. Dlaczego? Bo ośmieliła się sięgnąć po electropop, który według wielu osób jest wytworem wyobraźni Gagi i gatunkiem, na który tylko ona ma monopol. Tak czy inaczej Natalia tak szybko wyskoczyła z szufladki ‚nowa Lady Gaga’, jak szybko została do niej włożona.
Na swój debiutancki album „Perfectionist” wokalistka przygotowała piosenki z pazurem, ale nie perfekcyjne. Chociaż stacje radiowe lubią od czas do czasu przypominać „Mirrors”, a w telewizji można natknąć się na teledysk do „Free”, ja chętniej wracam do nieco mrocznego „Zombie” oraz tajemniczego, podszytego tanecznym bitem „Acid Annie”. Natalia Kills zaciekawiła mnie już dwa lata temu, bo nie była jedną z wielu plastikowych wokalistek. Wyróżniała się nie tyle ciekawym wyglądem, co osobowością i charakterem. Czy będę mieć kłopot z jej nowym krążkiem?
Album „Trouble” utrzymany jest w electropopowej stylistyce. Zrobiłabym jednak Natalii krzywdę, stawiając w tym miejscu kropkę. Chociaż elektroniki na krążku jest sporo, Kills sięgnęła zarówno po mocniejsze, jak i łagodniejsze dźwięki. Jest tanecznie, ale ciekawie. I inaczej. Po prostu – Natalia zaprezentowała ciemniejszą stronę muzyki pop.
Swój drugi krążek Kills nagrywała w wytwórni należącej do will.i.am’a. Wiadomość ta może mrozić krew w żyłach (wszyscy przecież znamy jego ostatnią twórczość), ale na szczęście członek Black Eyed Peas nie miał żadnego wpływu na album „Trouble”. Za produkcję odpowiada Jeff Bhasker. To on jest autorem m.in. „Just Give Me a Reason” P!nk, „Locked Out of Heaven” Bruno Marsa oraz „We Are Young” zespołu Fun. Można więc powiedzieć, że wiele nowych hitów wyszło spod jego ręki. Jego obecność wśród ludzi pracujących nad „Trouble” daje nadzieję na przebojowy krążek pełen potencjalnych hitów.
Na pierwszy ogień idzie „Television”. Jest to ciekawe rozpoczęcie albumu, zaostrzające nasz apetyt na nowe dźwięki Natalii i zwracające na siebie uwagę. Tylko szkoda, że z dwóch odmiennych piosenek ktoś koniecznie chciał zrobić jedną. Początek utworu „Television” jest świetny – Natalia przemawia, muzyka jest mocniejsza, mniej popowa. Byłoby z tego dobre, ale niezbyt pasujące do samego krążka intro. Szkoda, że w dalszej części dodano taneczną, lekką muzykę. Cała atmosfera tajemniczości prysła jak bańka mydlana.
Na albumie „Trouble” wokalistka zamieściła trzynaście piosenek. Przed przesłuchaniem płyty zastanawiałam się, czy uda mi się wybrać coś dla siebie, jakieś utwory, do których od czasu do czasu bym wracała. Już wiecie, że nie zaliczyłabym do tej elitarnej grupki „Television”. Miejsce natomiast znalazłoby się dla łączącego w sobie hip hop i elektronikę „Problem”. Chociaż kawałek ten widziałabym nie tyle w wersji Natalii, co Nicki Minaj. Kontrowersyjna raperka też mogłaby w nim zabłysnąć. Zachwyciło mnie nagranie „Controversy”. Uważam, że to jedna z najlepszych (a na pewno najbardziej wyrazistych) piosenek na albumie, chociaż podobieństwo do „Vogue” Madonny we fragmentach, kiedy Kills nie śpiewa, lecz mówi, są aż zbyt rażące. Jestem fanką „Rabbit Hole”. Piosenka ma mocny bit. Jest świetnie zaśpiewana. Podoba mi się to, że Natalia bawi się w niej swoim głosem. Nawet przymknę oko na to, że całość kojarzy mi się z pierwszymi solowymi nagraniami Gwen Stefani. Hmm, trzy piosenki – trzy inspiracje. Na szczęście Natalia podebrała co nieco od artystek, które lubię i cenię. Ostatni kawałek, który przypadł mi do gustu, to ballada „Malboro Lights”. W niej Kills jest sobą. I tylko sobą. „Malboro Lights” to prosta, ale ładna piosenka, pięknie zagrana na pianinie.
A reszta nagrań? Na uwagę zasługuje „Daddy’s Girl”, w którym pogrywają gitary, a całość mogłaby spodobać się fanom Avril Lavigne. Doceniam w nim ograniczenie elektroniki do minimum. Jedynym minusem tego nagrania jest brak wyraźnie zarysowanego refrenu. Bardziej popowe niż electropopowe jest „Boys Don’t Cry”. To przyjemny, ale bardzo nudny i mało pomysłowy kawałek. Ciekawie przedstawia się lekko rhythm-and-bluesowe „Devils Don’t Fly”. Zwrotki pozostawiają po sobie niesamowicie dobre wrażenie. Nieco siada refren.
Nie jestem zachwycona wyborem na singiel utworu „Outta Time”. Wprawdzie brakuje mi takich piosenek w radiu (lekkich, popowych, wakacyjnych), ale „Outta Time” w głowie za nic zostać nie chce. Lepiej sprawa miała się ze zwiastującym album radosnym, młodzieżowym nagraniem „Saturday Night”, charakteryzującym się mocnym, wyrazistym bitem. Średnio podoba mi się piosenka „Stop Me”. Irytuje mnie w niej przerobiony wokal Kills oraz refren, z którego nie pamiętam nic więcej niż uuuuu. Nie przepadam też za elekroniczno-balladowym „Watching You” oraz electropopowym, nienadającym się do tańca „Trouble”.
Nie miałam od Natalii Kills jakiś wielkich oczekiwań. Chciałam po prostu dostać album nie tyle lepszy, co ciekawszy i bardziej zajmujący niż pierwszy. Jednak to, co artystka przygotowała, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. „Trouble” nie jest idealną płytą, ale włożony do szufladki z innymi electropopowymi krążkami wyrasta na lidera. Jest tu kilka piosenek, które mogłyby namieszać na listach i zagrozić innym wokalistkom.
Najlepsze utwory: Controversy, Problem, Rabbit Hole, Malboro Lights
Najgorsze utwory: Stop Me, Watching You, Trouble
Plusy:
– Osobowość Natalii, która znajduje swoje odzwierciedlenie w piosenkach
– Ciekawe, niebanalne melodie
Minusy:
– Kilka mniej interesujących utworów, tj. zapychaczy
Więcej recenzji autorstwa Zuziio:
Uwielbiam 🙂